niedziela, 11 marca 2012

Przyjemności

Przyjemnoscia absolutną jest dla mnie jazda samochodem. Nie ważne jakim, ważne, że z dużą mocą. Gdy zapalam silnik i naciskam pedal gazu, a muzyka sączy się (ChilliZet), czy innym razem grzmi (EskaRock) z glosników, odplywam w myslach. Jeżdżę szybko, jak na miasto zdecydowanie za szybko, lamię przepisy, często jeżdżę bez dokumentów (patent koleżanki na kontrolę policji w takiej sytuacji: mina blondynki i wyzwalające litosc "ojej! musialy zostac w brązowym plecaczku!":) Uwielbiam i już. Mówiąc zupelnie serio, gdybym mogla wybierac sposród wszystkich zawodów i nie byloby to uwarunkowane innymi czynnikami, chcialabym byc kierowcą karetki pogotowia. Mój tata (rekord z lat chyba wczesnych 90 - tych: 200 km/h polonezem), mówi, że jestem córką Kubicy:D Inną przyjemnoscią absolutną jest poczucie, że cialo mi sluży, że ma moc do tego, by robić to, co ja chcę. Mimo, że jestem intruktorem fitness, osiągnięcie tego stanu po 3 - letniej przerwie, okazalo się bardzo trudne. Już zaczęlam tracić nadzieję, gdy w zeszlym tygodniu, wreszcie poczulam silę. Cudne uczucie - to tak, jakby zamiast wylewać się z lóżka, wyskoczyć z niego rano w pelnej gotowosci. Kiedys bylo jeszcze wino i jedzenie, ale po dlugiej przerwie (wino 3 lata, jedzenie 3 m-ce), cialo zapomnialo o przyjemnosciach z nich plynących. A szkoda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz