Któregoś razu, gdy świat znowu zdawał się walić, zdałam sobie sprawę, że mimo całej swojej ekstrawertycznej natury, w swoim smutku jestem zupełnie sama. Ja jedyna w bezmiarze Wszechświata. Myśl, która kiedyś by mnie przeraziła, oprócz zadziwienia, nie wywołała we mnie większych emocji. Wszak umierając, też jesteśmy sami. Tak zrodził się pomysł zmierzenia się z odartym z maski wnętrzem. Z myślą czystą, wydartą z zakamarków ekshibicjonistycznej poniekąd duszy.
środa, 21 marca 2012
Jeszcze raz ukłon
Jestem naprawdę ogromną szczęściarą, że mogłam poznać moją przyjaciółkę Asię. Zaskakuje mnie na każdym kroku. Dziś urodziła...Kasię:) Postanowiłam odwiedzić ją na bloku poporodowym. Spodziewałam się opłakanego widoku, a tymczasem wchodzę do sali, a tu moja przyjaciółka kwitnąca, w pełni wyluzowana, spokojna, uśmiechnięta i nader szybko odzyskująca wigor i władzę nad mężem:) Brzuch przecięty na pół, a Ona biega jakby nigdy nic. Przystawia Małą do piersi (każda kobieta wie, jakie to trudne na początku), więc milczę, aby nie przeszkadzać, na co ona: "Opowiadaj, co tam u Ciebie. Pogadaj ze mną!". Ja, z głową nabitą książkową teorią nt. pielęgnacji dzieci. Ona - w 100% "zielona", los swego dziecięcia powierza całkowicie intuicji - i zdaje się, że się nie myli. Na wszystko ma swoją teorię, nie da się zwieść. Bije od Niej niesamowita kobieca siłą zdolna góry przenosić (btw, w dniu porodu doglądała budowy garażu). Ja, ze swoją "kanciatą", racjonalną głową, jestem przy Niej taka mała. Zupełnie nieszablonowa osoba:)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz