Któregoś razu, gdy świat znowu zdawał się walić, zdałam sobie sprawę, że mimo całej swojej ekstrawertycznej natury, w swoim smutku jestem zupełnie sama. Ja jedyna w bezmiarze Wszechświata. Myśl, która kiedyś by mnie przeraziła, oprócz zadziwienia, nie wywołała we mnie większych emocji. Wszak umierając, też jesteśmy sami. Tak zrodził się pomysł zmierzenia się z odartym z maski wnętrzem. Z myślą czystą, wydartą z zakamarków ekshibicjonistycznej poniekąd duszy.
środa, 28 marca 2012
Dlaczego lubię być w domu z dziećmi
Godzina 7.00. Pobudka. Uśmiechnięta mordka Kajetana. 10.00 - przyjeżdża tata. Idziemy na spacer. Jest bosko. Słońce nieźle już grzeje, ptaki śpiewają, przyroda budzi się do życia. Zosia karmi wiewiórki , ja robię zdjęcia. Najpierw spacer szybki tempem przez całe Pola MOkotowskie, potem przystanek na placu zabaw. Spotykam koleżankę z córeczką. Gadamy o tym i o tamtym. Wracamy do domu. Jemy. Przychodzi opiekunka po Kajtka, ZOsię dziadek kładzie spać. Wolne. Mam ochotę na pisanie bloga, smakowitą lekturę "Potęgi podświadomości" Murphiego i na rozkminianie pulsometru, który wykorzystam już niebawem w bieganiu. Która praca mi na to to wszystko pozwoliła?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz