niedziela, 11 marca 2012

Mieć czy być

Uważam, że jedną z największych wartosci naszego życia jest to, że potrafimy do pewnego stopnia odciąć się od "mieć". Żyjemy tak, by zachować wolnosć wyboru. Nie mamy kredytów, choć kierowani zachciankami moglibysmy je miec. Żyjemy nierozrzutnie, bo PLAN zaklada Krzyska rezygnację z dotychczasowej, nazwijmy to tak, kariery zawodowej i calkowite przekwalifikowanie w blizej nieokreslonej dziedzinie po wystarczająco dlugich wakacjach. Mi natomiast byc moze uda się uchronić od pracy etatowej i zająć się tym, co faktycznie lubię robić, również po przekwalifikowaniu. Życie "po" zaklada niższe dochody, ale upragnioną możliwosc robienia tego, na co ma się ochotę (czyli dojscie do punktu, gdzie praca zaczyna być ŻYCIEM). Z racji dużych różnic (zawodowych, wiekowych) między nami żyjemy wsród bardzo różnych ludzi. Szczerze nie rozumiem wielu z nich. Nie miesci mi się w glowie, jak można chcieć posiadać, za cenę utraty jakiegokoliwiek życia i wolnosci. M5 w nowym osiedlu - cena: praca 8h, po pracy praca dodatkowa, w weeekend szkola. Zero (!) życia towarzyskiego, zero (!) wakacji. Tylko M5. I brak sily do życia. M3 w Warszawie, marzenie wielu. Cena: dziecko opóźnione w rozwoju w państwowym żlobku, gdzie rodzic nie wie, co sie z dzieckiem dzieje, bo odbiera je w progu, brak urlopu, bo 26 dni zżerają w pierwszych kilku miesiącach choroby dziecka, brak kasy na bilet do domu, wieczny balagan. No i malżeństwa, które przestają istanieć. Czy nie lepiej bylo zostać w rodzinnych stronach? Albo kupić mieszkanie na przedmiesciach? Albo pracować z domu? (sama nie znam ostatecznej odpowiedzi na te pytania, ale strefa bezpieczeństwa, która determinuje takie a nie inne decyzje bardzo mnie interesuje). Rozumiem natomiast i podziwiam osobę, która w poszukiwaniu swojego miejsca w życiu, zrezygnowala z pracy w korporacji, spakowala się, opuscila mieszkanie i ruszyla w pólroczną podróz po Azji (www.senpelenswiatla.pl), po to, by zaciszu klasztorów i zgielku azjatyckich miast odkryć, że tęskni za mamą i siostrą. To jest piękne. To jest prawdziwe ŻYCIE, na jakie nie szkoda czasu. Lubię nas za to, że żyjemy posrodku - bo tak skrajnie, mając rodzinę, niestety nie potrafimy. Lubię to, że mieszkamy w starym bloku, na drugim piętrze bez windy, bo LUBIMY TU MIESZKAĆ (dziwią się co poniektórzy...). Że jeżdżę bez obciachu 12 - letnim fordem, a mój mąż, w przeciwieństwie do wielu kolegów menedżerów, nie ma czelnosci wybrzydzac, gdy dostaje nowy samochod sluzbowy (pomylili wybrany kolor? - to co?). Że mąż, zamówiwszy w Norwegii, strój wspinaczkowy za grube tysiące, odeslal go z powrotem, bo uznal, że wcale go nie potrzebuje. Lubię to, bo są to nasze swiadome wybory. Jestesmy skromni z domu i nic tego nie zmienia. Być nie mieć. Mam wrażenie, że wielu nie rozumie. A może się mylę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz