Któregoś razu, gdy świat znowu zdawał się walić, zdałam sobie sprawę, że mimo całej swojej ekstrawertycznej natury, w swoim smutku jestem zupełnie sama. Ja jedyna w bezmiarze Wszechświata. Myśl, która kiedyś by mnie przeraziła, oprócz zadziwienia, nie wywołała we mnie większych emocji. Wszak umierając, też jesteśmy sami. Tak zrodził się pomysł zmierzenia się z odartym z maski wnętrzem. Z myślą czystą, wydartą z zakamarków ekshibicjonistycznej poniekąd duszy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz